W Tulilajkach wszystko zwalnia. Nie ma programu do zaliczenia, nie ma „dobrze” i „źle”. Są ręce – kołyszące. Głosy – śpiewające. I małe ciałko, które wtula się w rodzica, jakby chciało powiedzieć: zatrzymajmy się tu jeszcze chwilę.
Dzieci słuchają świata całym sobą, policzkiem przy sercu, rączką w rytmie, oczami wpatrzonymi w cień, który tańczy po suficie. Dorośli przypominają sobie, że melodia nie zawsze musi mieć słowa. Czasem wystarczy kilka dźwięków i obecność.
To nie lekcja muzyki. To czuła codzienność odzyskana z hałasu. To wspólne śpiewanie, które nie wymaga odwagi – tylko obecności.
Tulilajki to miejsce, w którym bliskość ma swój rytm. A rytm – swoje serce.